poniedziałek, 11 stycznia 2016

A co tam w lesie słychać...

Postanowiliśmy, a właściwie żona Ania postanowiła (ja wykazałem się powściągliwym zapałem), że policzymy dziś drzewa nad morzem. Wsiedliśmy w samochód i udaliśmy do lasu. Przy którejś z rzędu pomyłce, uznaliśmy liczenie drzew za czynność zbyt skomplikowaną i ograniczyliśmy się do chłonięcia pięknego otoczenia. Taki spacer po lecie okazał się bardzo przyjemną rzeczą i mój zapał przestał być powściągliwy.




Okazało się, że drzewa nie tylko sobie rosną, ale służą do różnych innych celów.



Poniżej zdjęcie - zagadka. Dla spostrzegawczych. Wierzcie mi lub nie, ale na tym drzewie siedzi dzięcioł i wali w konar. Ja wiem gdzie siedział i dlatego go widzę na zdjęciu ;) Nie robię Was w dzięcioła, on naprawdę jest na tym drzewie. Mała podpowiedź, siedzi z lewej strony niebieskiej krowy.... To żart (wiem, że słaby, dlatego informuję, że to żart), krowy tam nie ma, ale ptaszek jest. Do czego to doszło, nie sądziłem, że będę na tym blogu pokazywał Wam ptaszka.


W lesie spotkaliśmy też konie. I nie robię Was w konia, na co dowód poniżej.




Wszystko to dzieje się w lasku w Pogorzelicy.


Grzybów raczej jeszcze niema. Ja byłem jedynym starym grzybem w tym lesie. Miałem ambicje na Kozaka, ale raczej zmarznięty wyglądałem jak maślak. Po drodze odwiedziliśmy jeszcze nadmorskie Niechorze, gdzie zawsze jest sporo kaczek przy mostku.


Mimo zimna wdzięczny jestem żonie Ani że mnie wyciągnęła z domu do lasu. Zaznaczam, że do niczego w lesie nie doszło, tylko spacerowaliśmy. Chociaż zastanawialiśmy się chwile nad tym, czyj tyłek w takiej sytuacji zmarzł by bardziej. Dość ciekawe zagadnienie prawda?


Moja żona Ania ma takie powiedzonko. Że natura wygląda przepięknie. A jeśli ktoś ją zwyczajnie namaluje to wychodzi kicz.


piątek, 1 stycznia 2016

Boże Narodzenie 2016

Święta, Święta i po Świętach... 


Minęły spokojnie dla naszej rodziny, bez chorób, śmierci, wypadków, poważnych problemów. Był to pozytywny rok i oby następne były takie same. Moja żona Ania i syn Adam też wydają się zadowoleni z życia, co mnie jako męża i ojca niezmiernie cieszy i jak co święta nieco roztkliwia.



Na dworze ciągle nie widać zimy. Nie ma mrozów i słońce zagląda do okien.



Zrobiłem sobie przerwę świąteczna od wszelkich sportów i trochę nie sumienie gryzie, gdy widzę, że inni aktywnie spędzają ten czas, na przykład na konikach.


Nie stroiliśmy domu jakoś nadzwyczajnie na Święta, przyczepiłem tylko trochę lampek przy wejściu.



Zaraz, zaraz czy na tym zdjęciu ktoś śpi na podjeździe?... Tak, to Adam był niegrzeczny i wywaliliśmy go z domu.


A tak poważnie, to kupił sobie nowe łóżko i stary tapczan lub kanapę (nie wiem czym to się różni) wywalił. A to na zdjęciu to tylko intymne pożegnanie.


W domu też nie szaleliśmy ze świątecznym wystrojem. Nasza zdobyczna stara ramka doczekała się lusterka w środku.


Oczywiście pojawiła się choinka. Była sama w sobie tak gęsta i naturalnie choinkowa, że postanowiliśmy nie szpecić jej dekoracjami i postawiliśmy w przystrajaniu na minimalizm.


Pierniczki pieczone własnoręcznie przez żonę Anię wytrzymały od poprzedniego roku. Ładnie wyglądają na choince, jak smakują nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć.



W ilości prezentów minimalizmu nie było ;) Ja oczywiście popakowałem swoje na kolorowo. Ale żona Ania pakowała w zwykły szary papier. To niesprawiedliwe, że mi z najdroższych kolorowych papierków wychodzi tandeta, a Jej z byle czego coś pięknego ;)



Muszę przyznać, że ma dziewczyna gust. Najlepszy dowód to to, że mnie wybrała na męża ;)


Poza choinką jeszcze kilka elementów to tu to tam i cholera nie chce się z domu wychodzić...









... zwłaszcza, że żarcia mamy pod dostatkiem ;) Chyba przybędzie mi nieco wagi i znowu nie będę mógł się ruszać na squoshu. Nie ładnie tak się nażreć. Żona Ania pociesza mnie swoim hasłem dyżurnym "raz, nie znaczy zawsze", trzymam się tego, bo faktycznie tylko raz się nażeram... codziennie ;)




Na Wigilii było u nas 11 osób. Niektórzy mówią, że z rodziną to się dobrze tylko na zdjęciu wychodzi, ja myślę inaczej. Świadomość, że gdzieś jest rodzina, z którą można czasem się spotkać i której można czasem pomóc to niepowtarzalne uczucie. Życzę wszystkim głównie optymizmu i pogody ducha. Myślę że od nas samych zależy jak widzimy własne życie i świat dokoła. Mój jest piękny i kolorowy a Wasz?