piątek, 21 sierpnia 2015

Pamiątki, ogród i żniwa

Nie przywieźliśmy wiele rzeczy z Prowansji, ale nie jechaliśmy tam na zakupy tylko na wypoczynek ;). Oczywiście kilka drobnych pamiątek przywieźliśmy. Na przykład szyszki znalezione przy drodze w lesie i koszyczek... kupiony.


Dwa garnuszki, czy może doniczki, a może pół na pół.


Łyżkę na łyżki. Mamy już trzy, z Krety, Toskanii i Prowansji ;)


Trzy obrazki typowe dla tego regionu Francji.


Z takimi obrazkami, jest taki kłopot, że jakby je nie powiesić to wiszą krzywo.


Prawdziwe drzewko oliwne, ciekawe czy uda nam się je utrzymać przy życiu.


Kolejny koszyczek...


Deski do krojenia z sosny pinii. Są to deski do krojenia, na których żona Ania zabroniła kroić.



Kilka drobnych przedmiotów w kuchni, które będą nam przypominać fajną wycieczkę.



Po powrocie ogród, mimo, że ma dopiero roczek, przywitał nas kwiatami. Zdecydowanie rozrosło sie wszystko podczas naszej nieobecności. Na przykład tak wyglądała nasza łąka "kwiatowa" pod brzózkami przed wyjazdem:


A tak wygląda po naszym powrocie:



W naszych podwyższonych rabatkach, które właściwie mamy zamiar używać dopiero od przyszłego roku, tez pojawiło się sporo życia.



Nie da się ukryć, że 90% wkładu pracy w ogród to żona Ania.



Nie sądziłem, że już po roku ogród będzie przypominał ogród ;)


Teraz to się można rozsiąść i biesiadować do nocy;)






Kwiatki są nie tylko w ogródku, sporo ich ląduje w domu.








Ten piękny letni, sielankowy czas niestety powoli się kończy. Takim niewątpliwym znakiem konca jesieni są żniwa. Wyglądnijmy przez okienko.









środa, 12 sierpnia 2015

Podpórka do malwy

Po powrocie z wakacji, wszystko na ogródku zastaliśmy dużo bujniejsze niż przy wyjeździe. Czas i słońce robi swoje. Nie ma jeszcze buszu, ale ogródek coraz bardziej przypomina ogród zamiast klepiska. Wstawię więcej fotek przy następnej notce, dziś tylko proces twórczy podpórki pod malwę. Żona stwierdziła, że powinienem zrobić coś rustykalnego z byle czego i żeby nie było za proste i za ładne. Następnie wskazała na okoliczny zagajnik.


Wybrałem się do tego lasku z siekierką, wyrżnąłem cztery nie za proste, grubsze patyki, zaostrzyłem i wbiłem w ziemię.


Z ogradzania płotu matą wiklinową (jeszcze nie skończyłem całego płotu), zostało mi trochę odpadowych gałązek.


Stwierdziłem, że da się z tego zrobić krzywe poprzeczki.






Trochę drutu, trochę sznurka i...


...wyszło mi z tego, jak na męskie oko kulawe szkaradztwo. Gdy zacząłem już myśleć o rozbiórce, przyszła ku mnie żona Ania stwierdzając, że podpórka jest prześliczna i właśnie o taką jej chodziło. Mogłem więc zdziwiony ale i dumny udać się na zasłużoną kawę...


...i wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
 

czwartek, 6 sierpnia 2015

Prowansja - Czy warto tu przyjechać?

Prowansja to przede wszystkim wioski w górach, lawenda, cykady, oliwki, winorośle i upał. Czy warto tam jechać? Myślę, że warto. Nie chcę nikogo namawiać ani zniechęcać, wstawię tu fotki z moich wycieczek po Prowansji i może to kogoś zachęci, może zniechęci. Może napiszę też kilka słów, które sam chciałbym przeczytać przed wyjazdem. Najważniejsze jest to kiedy jechać. Prowansja to lawenda, czyli warto zobaczyć kwitnące pola. Lawenda nie kwitnie zawsze, ja widziałem jej sporo, a pojechałem w pierwszej połowie lipca. Niestety bardzo dużo pól było już skoszonych, myślę więc, że optymalnym okresem na wyjazd jest początek lipca. Druga sprawa - lawenda nie rośnie wszędzie. Sporo się jej naszukaliśmy zanim nie trafiliśmy na fioletowe pola. Najwięcej jest tego chyba w okolicach miasteczka Sault (wszędzie nie byliśmy). Polecam też przecudne wioski Gordes (film "Dobry rok"), Roussillon, Lacoste, Baux-de-Provence i wiele, wiele innych. Nad morzem warto wpaść na rejs stateczkiem  po francuskich fiordach do Cassis. Dużych miast nie lubię, ale nie da się ominąć rzymskiego Arles, czy Awinion z dziwacznym mostem. Sama jazda samochodem między winnicami, z otwartymi szybami, wśród cykad jest przeżyciem samym w sobie. Jedyny minus to ceny. Jest tu drogo, porównywalnie nawet do Norwegii ale obydwa kraje są tego warte. Trudno spotkać Polaków. Sami francuzi, Włosi i Anglicy, oczywiście sporo Japończyków z aparatami, ale oni są wszędzie. Co ciekawe Japończycy, zwłaszcza młodzi robią zdjęcia głównie samym sobie, piękna okolica im nie przeszkadza. Miejscowi są bardzo mili, starają się żartować i pozostawić po sobie dobre wrażenie. Mówią po Francusku, ale z angielskim też da się dogadać. Z jedzeniem są delikatnie mówiąc dziwni. W kartach nazwy wyłącznie francuskie, często wybierając na chybił trafił możemy dostać melona z szynką, albo inne cudo nie kojarzące się Polakowi z jedzeniem ;) Mają też ściśle określone  pory jedzenia, jak się nie wstrzelisz to pójdziesz spać głodny ;) Nie rozgryzłem do dziś kiedy można zamawiać jedzenie, a kiedy dostaniemy tylko deser. Wycieczkę wspominam bardzo mile, jak wszystkie inne na których byłem. Być może to kwestia fajnych rejonów w które jeździmy, a może tego z kim jeżdżę ;) Z moją żoną Anią być może wszędzie byłoby wspaniale (teraz to przydziobałem). Zdjęć zrobiliśmy bez liku, nie wiedziałem jakiego klucza użyć do wyboru zdjęć na bloga. I wpadł mi do głowy pomysł, którego realizacje widać poniżej. Otóż postanowiłem wstawić wyłącznie zdjęcia, na których nie ma ludzi, ewentualnie są w bardzo dalekim planie. Prowansja to też ludzie, ale ich musicie już poznać sami, kiedy tu przyjedziecie ;)























































































































































Nie wiem, czy ktoś wytrzymał do końca tej masy fotek ;) Wyobraźcie sobie jaką mękę muszą przeżywać nasi goście, których dodatkowo katuję oglądaniem również tych zdjęć na których są ludzie ;) I co? Przyjedziecie tu? A może już byliście? Warto odwiedzić Prowansję i chłonąć ją wszystkimi zmysłami, patrzeć na jej piękno, dotknąć kamieni, poczuć zapach lawendy, słyszeć wszechobecne cykady i posmakować śniadaniowej bagietki z tutejszymi powidłami.